Albański autostop #1 - Lezhë
Nasz autostopowy albański chrzest bojowy postanowiliśmy odbyć na trasie do miejscowości Lezhë. Łapanie trwało jakieś 15 sekund.
Oprócz nas, nikogo nie było na drodze. Jedyni ludzie, jakich spotkaliśmy, to mężczyzna wypasający kozy i owce oraz babuszka, która prowadziła stado owiec i niosła pod pachą wiechę ściętej trawy. Kiedy ją mijaliśmy, wesoło pomachała do nas wolną ręką.
Na szczycie, oprócz zamku i zapierających dech w piersiach widoków, czekał na nas żółw, prawdopodobnie grecki.
Jak wspomniałam wcześniej, Albańczycy są przemiłym i bardzo pomocnym narodem. Od razu zabraliśmy się z panem, który jechał bezpośrednio do naszego celu. Pan mówił jedynie po albańsku i włosku, my po angielsku, więc rozmowa średnio się kleiła. Rękami dogadaliśmy się, że jesteśmy turisty z Polonii i dokąd chcemy jechać. W pewnym momencie pan zatrzymał się i pokazuje na drzwi. Odpinam pas i chcę wysiadać, a okazuje się, że przy drodze stała sobie pani, więc pan postanowił się zatrzymać i ją zabrać.
Głównymi atrakcjami turystycznymi Lezhë są zamek Kalaja e Lezhës oraz Mauzoleum Skanderbega. Miasto, a właściwie miasteczko, jest dość niewielkie, ale ma za to imponującą historię - istnieje już od 8 wieku p.n.e. - oraz imponujące widoki. Wspięliśmy się na liczące 186 m n.p.m. wzgórze zamkowe i szczerze przyznam, droga była tym razem lepsza, niż sam cel.
Oprócz nas, nikogo nie było na drodze. Jedyni ludzie, jakich spotkaliśmy, to mężczyzna wypasający kozy i owce oraz babuszka, która prowadziła stado owiec i niosła pod pachą wiechę ściętej trawy. Kiedy ją mijaliśmy, wesoło pomachała do nas wolną ręką.
Na szczycie, oprócz zamku i zapierających dech w piersiach widoków, czekał na nas żółw, prawdopodobnie grecki.
Obiekt na wzgórzu ciężko nazwać zamkiem, są to raczej pozostałości po twierdzy, która powstała za czasów starożytnych, a potem była zrekonstruowana w 1440 i 1522. Wstęp do środka kosztuje 100 leków, czyli w przeliczeniu jakieś 3,5 zł.
Lezhë nie jest destynacją często wybieraną przez turystów, przez co zachowała swój urok. Na wzgórzu (pewnie jeszcze) nie stoją sprzedawcy pamiątek, tak jak w Szkodrze, nie spotkaliśmy tam żadnych zwiedzających, jedynie samotnego albańskiego chłopca, kopiącego piłkę. Z domów położonych niedaleko drogi na wzgórze słychać wściekłe pianie kogutów, a nie nawoływanie nachalnych handlarzy. Jest to niewątpliwie miejsce warte odwiedzenia, pomimo chwilami męczącej drogi na wzgórze.
Komentarze
Prześlij komentarz